- Muszę?
- Byłabym wdzięczna.
Wzięłam do ręki plik kartek od pielęgniarki. Niska, niewiele starsza ode mnie dziewczyna wręczyła mi rownież długopis, abym mogła wypełnić anonimową ankietę na temat działania personelu.
- Prosiłabym o dłuższe wypowiedzi niż 'tak' lub 'nie'. Ułatwi nam to pracę.
- Tak, jasne.
- Przyjdę po wypełnioną ankietę za jakiś czas, jeżeli będzie pani wychodziła to proszę zostawić na stoliku, wtedy ją wezmę. - rozglądnęła się po pokoju, tak jakby chciała sobie przypomnieć o czym jeszcze zapomniała. Upewniając się jednak, że prawdopodobnie wszystko już powiedziała wyszła z sali.
Popatrzyłam na pierwsze pytanie z kartki. Naprawdę nie miałam ochoty na robienie czegokolwiek, nawet na tak nieistotną rzecz jak wypełnianie ankiety. Od jakiegoś czasu byłam podenerwowana i drażliwa. Mimo, że praktycznie cały czas leżałam w łóżku to odczuwałam zmęczenie. Brakowało mi świeżego powietrza. Szpitalny personel nie pozwalał mi opuszczać oddziału, nie mówiąc już nawet o wyjściu z budynku. Niestety, instytucja nie posiadała żadnego wydzielonego miejsca, w które mogliby się udać pacjenci aby posiedzieć poza budynkiem. Szkoda, gdyż dzisiejsza pogoda jak na późną jesień była naprawdę ładna. Za oknem widziałam ciepłe, jasne promienie słońca i lekko zachmurzone niebo. Drzewa traciły swoje ostatnie liście, ale wciąż nie były samymi, pustymi konarami jak w zimie. Tak bardzo chciałabym opuścić już szpitalne mury i wrócić do mojego dawnego życia.
'Proszę określić w skali od 1 do 10 czy jest pani zadowolona z opieki medycznej w naszym szpitalu'
Wpisałam 5.
'Proszę uzasadnić swój wybór'
Pochyliłam się nad kartką. Moja niepodcinana od jakiegoś czasu grzywka zakryła mi pole widzenia. Próbowałam ją odgarnąć za ucho, ale wciąż była na to za krótka. Może jednak zamiast ciągle ją przycinać po prostu zapuszczę włosy? Taka mała zmiana w wyglądzie powinna mi wyjsć na dobre.
- Cześć, jesteś Jiae, prawda?
Do sali wszedł wysoki, uśmiechnięty chłopak. Miał czarne, lekko zaczesane do góry włosy, wąskie oczy i niespotykanie miły wyraz twarzy. Chyba nie muszę go przedstawiać.
- Tak, Seunghoon. Dobrze trafiłeś. - rozpromieniłam się i wyciągnęłam rękę. - Miło cię w końcu pozn...
- Mnie też, ale niestety nie mamy czasu na rozmowę. - wtrącił szybko. - Jinwoo już kończy załatwiać niektóre sprawy i musimy już lecieć. Wyjdziesz po nas, jakieś dziesięć minut a potem się zdzwonimy. Patrzyłam na niego lekko zdezorientowanym wzrokiem. Ciężko było mi zrozumieć, o czym do mnie mówi. Nawet się nie domyślałam.
- Jakie wyjście? - zapytałam. - Co załatwia Jinwoo?
Seunghoon spojrzał na mnie. Musiał dojrzeć moją nieciekawą minę, ponieważ od razu się uśmiechnął.
- Wychodzisz dzisiaj do domu Jiae. - wziął kartki z mojej ręki i położył na wolnym miejscu na stoliku przy łóżku. - Wstawaj i się pakuj.
- Nie, coś mi tu nie gra. - zlustrowałam go wzrokiem. - Ordynator oddziału powiedział, że nie wyjdę przed końcem miesiąca.
- Dlatego musisz się pospieszyć. - podniósł z podłogi moją torbę, wręczając mi ją do rąk. - Twój lekarz prowadzący wyraził zgodę na wcześniejszy powrót do domu. Jednak lepiej byłoby, żebyś zwinęła się przed ordynatorem. Dlatego trzeba się spieszyć.
- Na jakich warunkach mogę wcześniej wrócić do domu?
- Żadnych.
Niedowierzanie malowało się na mojej twarzy bardziej, niż można to sobie wyobrazić.
- Nie obrazisz się, jeżeli ci powiem, że trochę w to nie wierzę?
- No dobra, hyung się uśmiechnął. - zabawnie wywrócił oczami, ale mnie nie było do śmiechu.
- Co masz na myśli mówiąc 'uśmiechnął się'? - zapytałam, jednocześnie obawiając się wypowiedzi. - Nie chcę być wymieszana w żadną korupcję.
Seunghoon głośno się zaśmiał, wesoło klaszcząc w dłonie. Kontrast między jego wyluzowanym zachowaniem a moim spięciem był ogromny.
- Jinwoo nikogo nie przekupywał. - powiedział. - Ma naprawdę ładny uśmiech.
Już kompletnie nic nie rozumiałam. Wydawało mi się, że z każdą wypowiedzią chłopaka wiem mniej, niż na początku naszej rozmowy. Denerwowało mnie podejście członka zespołu. Może dla niego ta uknuta przez nich intryga była zabawna. Ja nie potrafiłam się z niej śmiać.
- Jeszcze tu jesteście? Jiae, zadzwonię do ciebie później, teraz musimy już jechać. - Jinwoo nawet nie wszedł do sali, jedynie zaglądną przez framugę drzwi. Jak zwykle idealnie wyglądający oraz gustownie ubrany, bo czego się można spodziewać po visualu z największej wytwórni.
- Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi? - widząc go automatycznie ściszyłam i uspokoiłam mój ton głosu.
- Wypuszczają cię.
- A tak na serio?
- Poprosiłem w twoim imieniu o szybszy wypis. - zbliżył się do mojego łóżka. Jego spokojna aura udzieliła mi się już całkowicie. - Ot tyle.
- Czyli mogę już wyjść bez żadnych konsekwencji? - musiałam się jeszcze upewnić.
- Tak.
Uśmiechnęłam się szeroko. W końcu uwierzyłam w słowa chłopaków, choć wciąż nie mogłam w nie uwierzyć. Po tak długim czasie wyjście ze szpitala stało się dla mnie czymś tak nieosiągalnym, wręcz niemożliwym do zrealizowania. Teraz jednak się to spełnia i już za niedługo będę u siebie.
- Zrobiłem po prostu to, o co mnie poprosiłaś. - zaśmiał się Jinwoo, pokazując swoją uroczą naturę. - Niestety musimy już iść.
- I to tak iść iść. - wtrącił Seunghoon, patrząc na ekran telefonu. - Czyli tak szybko.
- Ale...
- Zadzwonię Jiae, teraz już musimy lecieć. - Jinwoo wsadził ręce do kieszeni i skierował się w stronę drzwi. - Do zobaczenia!
Seunghoon zdążył mi jeszcze pomachać na pożegnanie, po czym obydwoje dosłownie wybiegli z sali. Zostałam więc sama z natłokiem myśli w głowie oraz torbą gotową do spakowania. Wciąż uważając na to, aby nie robić zbyt gwałtownych ruchów, powoli wstałam z łóżka. Otworzyłam białą, metalową szafkę i zaczęłam wyciągać z niej rzeczy. Mając na uwadze słowa chłopaków starałam się to robić w miarę szybko, jednocześnie wszystko odpowiednio układając na wydzielonym mu miejscu w bagażu. Nie lubiłam bałaganu.
- Już zaczęła pani pakowanie? - zapytała ta sama, młoda pielęgniarka. - Przed wyjściem proszę jeszcze do mnie podejść, podpisać wypis.
- Oczywiście. - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- Zdąży pani jeszcze dokończyć tą ankietę?
- Niestety, ale bardzo się śpieszę.
Ale tak jakoś w ogóle nie było mi smutno.
***
Położyłam na podłodze sportową torbę, po czym delikatnie przesuwając ją nogą zamknęłam za sobą drzwi. Jeżeli wychodząc ze szpitala byłam szczęśliwa, to teraz, na widok mojego małego, aczkolwiek własnego mieszkania o mało nie krzyczałam w euforii. Szybko przeszłam przez przedpokój do kuchni, z której miałam widok na resztę mojej kwatery. Po kilku tygodniach mojej nieobecności w domu nie zmieniło się nic oprócz kurzu, który zdążył osiąść na półkach oraz kwiatów, a raczej zasuszonych już patyków, które były kiedyś moimi ukochanymi roślinkami. Niestety nie przetrwały tej długiej próby czasu.
Jestem osobą ceniącą ład, stawiającą porządek i czystość niemal na pierwszym
miejscu. Kiedy jednak zobaczyłam moje łóżko, na którym z powodu braku czasu
tamtego pamiętnego dnia znajdowała się niepoukładana pościel wymiękłam. Zamiast
zająć się czymś pożytecznym, jak na przykład starcie kurzy czy rozpakowanie
moich rzeczy po prostu walnęłam się na materac. Z radością uderzyłam głową w
miękką poduszkę, ciesząc się jak głupia ze świadomości, że w końcu wszystko co
najgorsze jest za mną. Leżąc w moim łóżku, z nieukrywanym zadowoleniem
nareszcie mogłam odpocząć bez wścibskich pielęgniarek i obcych ludzi na
szpitalnej sali. Na nowo zaczęłam się delektować prywatnością.
Pomimo zmęczenia nie byłam w stanie zasnąć. Moje wciąż szeroko otwarte oczy całkowicie mi to uniemożliwiały. Może dlatego mój umysł zabrał się z powrotem na ziemię, jednocześnie przypominając mi o wszystkim, o czym marzyłam po prostu zapomnieć. Od razu przypomniałam sobie ciemną ulicę, deszcz i zakapturzone postaci. Kim oni byli? Policji do tej pory udało się niewiele ustalić i prawdopodobnie już nic się nie zmieni w tym temacie. Była już noc, najbliższa kamera znajdowała się parę ulic dalej, nikt ich nie widział. Wszystko wydaje się składać po ich stronie. Kiedy dałam radę odpędzić myśli związane z napaścią, to pojawiły się kolejne. Tym razem związane z moją pracą i studiami. Obrażenia zadane nożem zostawiły na moim ciele zbyt wiele śladów, abym mogła spokojnie kontynuować moją karierę w branży tanecznej. Wprawdzie lekarz nie powiedział jednoznacznie że to koniec i lepiej, żebym dała sobie z tym spokój. Ale jakie szanse w biznesie miałabym po roku nieobecności na parkiecie? Przyrównajmy je do zera.
Przewróciłam się na drugi bok, w stronę okna. Szczelniej opatuliłam się przyjemnym w dotyku kocem. W tej chwili potrzebowałam jak najwięcej komfortu oraz ciepła, a ogrzanie się w jakiś sposób pomaga. Nawet jeśli taniec w moim życiu wiązał się z pracą i zarabianiem, to tylko i wyłącznie z pasji. Odkąd pamiętam całemu mojemu życiu towarzyszył mi taniec. Od najmłodszych lat miałam na sobie baletki, ćwiczyłam przy drążku w ogromnej, lustrzanej sali czy zwyczajnie pokonywałam nieśmiałość poprzez występowanie na ulicy. Brak tańca oznaczał brak cząstki mnie. Bo niby co innego mogłabym robić w życiu jak nie to? Kompletnie nie mogę sobie tego wyobrazić.
Z rozmyślań wybił mnie dopiero dzwoniący telefon. Ospale wstałam i wyciągnęłam go z kieszeni torby, szybko zerkając na nazwę kontaktu.
- Halo?
- No cześć, to ja. Dobrze się czujesz? Dotarłaś już do domu?
- Cześć. Tak, już wszystko w porządku Hyeongeun. – uśmiechnęłam się delikatnie. To niewiarygodne, jak bardzo może ucieszyć człowieka fakt, że ktoś o nim pamięta lub się martwi. Szczególnie osoba, po której się tego nie spodziewałaś. – Co u ciebie?
- Nic nowego. Mieszkanie, wytwórnia, uczelnia i tak w kółko. Zresztą, przecież nieważne co u mnie! – dziewczyna wyraźnie się ożywiła. – To ty masz za sobą przygodę swojego życia. Opowiadaj!
- Nie wiem, czy można to nazwać przygodą. – burknęłam.
- Użyłam złego słowa? Przepraszam. Następnym razem zastanowię się, co powiedzieć.
Nic nie odpowiedziałam. Hyeongeun była znana ze swojego
nieprzemyślanego gadulstwa. Na mnie nie robiło to już większego znaczenia, może
na początku naszej znajomości bardziej się tym przejmowałam i obrażałam za jej
bezpośredniość. Ale z biegiem czasu jakoś mi to przeszło i jestem już do niej
przyzwyczajona.Pomimo zmęczenia nie byłam w stanie zasnąć. Moje wciąż szeroko otwarte oczy całkowicie mi to uniemożliwiały. Może dlatego mój umysł zabrał się z powrotem na ziemię, jednocześnie przypominając mi o wszystkim, o czym marzyłam po prostu zapomnieć. Od razu przypomniałam sobie ciemną ulicę, deszcz i zakapturzone postaci. Kim oni byli? Policji do tej pory udało się niewiele ustalić i prawdopodobnie już nic się nie zmieni w tym temacie. Była już noc, najbliższa kamera znajdowała się parę ulic dalej, nikt ich nie widział. Wszystko wydaje się składać po ich stronie. Kiedy dałam radę odpędzić myśli związane z napaścią, to pojawiły się kolejne. Tym razem związane z moją pracą i studiami. Obrażenia zadane nożem zostawiły na moim ciele zbyt wiele śladów, abym mogła spokojnie kontynuować moją karierę w branży tanecznej. Wprawdzie lekarz nie powiedział jednoznacznie że to koniec i lepiej, żebym dała sobie z tym spokój. Ale jakie szanse w biznesie miałabym po roku nieobecności na parkiecie? Przyrównajmy je do zera.
Przewróciłam się na drugi bok, w stronę okna. Szczelniej opatuliłam się przyjemnym w dotyku kocem. W tej chwili potrzebowałam jak najwięcej komfortu oraz ciepła, a ogrzanie się w jakiś sposób pomaga. Nawet jeśli taniec w moim życiu wiązał się z pracą i zarabianiem, to tylko i wyłącznie z pasji. Odkąd pamiętam całemu mojemu życiu towarzyszył mi taniec. Od najmłodszych lat miałam na sobie baletki, ćwiczyłam przy drążku w ogromnej, lustrzanej sali czy zwyczajnie pokonywałam nieśmiałość poprzez występowanie na ulicy. Brak tańca oznaczał brak cząstki mnie. Bo niby co innego mogłabym robić w życiu jak nie to? Kompletnie nie mogę sobie tego wyobrazić.
Z rozmyślań wybił mnie dopiero dzwoniący telefon. Ospale wstałam i wyciągnęłam go z kieszeni torby, szybko zerkając na nazwę kontaktu.
- Halo?
- No cześć, to ja. Dobrze się czujesz? Dotarłaś już do domu?
- Cześć. Tak, już wszystko w porządku Hyeongeun. – uśmiechnęłam się delikatnie. To niewiarygodne, jak bardzo może ucieszyć człowieka fakt, że ktoś o nim pamięta lub się martwi. Szczególnie osoba, po której się tego nie spodziewałaś. – Co u ciebie?
- Nic nowego. Mieszkanie, wytwórnia, uczelnia i tak w kółko. Zresztą, przecież nieważne co u mnie! – dziewczyna wyraźnie się ożywiła. – To ty masz za sobą przygodę swojego życia. Opowiadaj!
- Nie wiem, czy można to nazwać przygodą. – burknęłam.
- Użyłam złego słowa? Przepraszam. Następnym razem zastanowię się, co powiedzieć.
- Może spotkamy się jutro? Zbyt dużo do opisywania i nie wiem, czy…
- Jutro nie dam rady. – odpowiedziała niemal natychmiast. Z lekką ironią uśmiechnęłam się pod nosem. Bardziej charakterystyczne niż mówienie co ślina na język przyniesie był dla dziewczyny brak czasu. Spotkanie się z nią graniczyło z cudem, a nawet jeśli już do niego doszło, w ostatniej chwili odwoływała plany czy przychodziła spóźniona, w dodatku tylko po to, aby oznajmić że nie da rady posiedzieć dłużej niż pół godziny. - Mam wykłady od dziewiątej rano, potem szybko lecę do wytwórni na próbę. Wieczorem będę padnięta.
- Rozumiem. - odpadłam. - To daj znać, kiedy będziesz miała czas to się jakoś zgadamy.
- Dobrze. Kiedy wpadniesz do wytwórni?
- Nie zapowiada się.
Po drugiej stronie nastała cisza. Hyeongeun nie była głupia. Wiedziała, że po tak poważnym wypadku ciężko będzie mówić o szybkim powrocie do pracy.
- No nic, w takim razie kończę. Do szybkiego zobaczenia.
Rozłączyłam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz