Wzięłam do ręki kolejną książkę ze szpitalnej biblioteczki i szybko ją przekartkowałam. Rzuciłam okiem na ostatnią stronę, dokładnie wczytując się w krótki opis lektury. Historia o chłopaku, który poszukuje prawdziwego 'ja' zagubionej w sobie dziewczyny. Zapowiada się ciekawie.
Nie zdążyłam przeczytać jednego rozdziału, kiedy do sali wszedł lekarz. Wyjątkowo były z nim tylko dwie pielęgniarki, nie zaś cały sztab studentów medycyny. Co nie ukrywam, bardzo mi odpowiadało.
- Dzień dobry. Jak samopoczucie? - mężczyzna podszedł i usiadł na łóżku, delikatnie się przy tym uśmiechając. Widocznie miał dobry humor, co od razu postanowiłam wykorzystać.
- Dzień dobry. Dzisiaj już zdecydowanie lepiej. - wyszczerzyłam się nienaturalnie, mimo, że starałam się jak najlepiej wczuć w swoją rolę. Byłam beznadziejną aktorką.
- Niezmiernie mnie cieszy, że mówisz tak codziennie, jednak chciałbym dowiedzieć się czegoś nowego. - skwitował, dokładnie obserwując mój gojący się brzuch. - Czy miejsca wokół ran swędzą? Skóra nie wygląda na podrażnioną, występuje jedynie niewielkie przebarwienie.- Nic a nic. - odparłam, nie przestając się przymilać.
- W porządku. Zapraszam jutro na ściąganie szwów niewchłanialnych, zaraz po porannym obchodzie przyjdzie pielęgniarka i zaprowadzi panią do chirurga.
- Będę już mogła wtedy wrócić do domu? - zadałam pytanie, które było finałem mojej niezbyt udanej gry aktorskiej.
- W żadnym wypadku. - w ogóle nieudanej. Całkowicie i beznadziejnie nieudanej.
- Proszę. - złożyłam ręce jak do modlitwy, licząc, że mężczyzna zmieni zdanie. Za późno dotarło do mnie, że mój wypis ze szpitala to nie jego własne widzimisię, tylko odgórne przepisy i przede wszystkim moje własne zdrowie. Przecież jak go poproszę to nic się odmieni. Zachowałam się jak dziecko, które myśli, że jak popłacze to dostanie upragnioną zabawkę. Wyjątkowo dziecinnie. - Znaczy... Kiedy będę mogła dostać wypis?
- Najwcześniej tydzień po ściągnięciu szwów. Rana musi być kontrolowana, czy po zabiegu nie wystąpi żadne opuchnięcie czy inny obrzęk. Nie mówiąc już o szwach wchłanialnych, które z założenia mają jeszcze czas na całkowite rozpuszczenie. - patrzyłam w wypowiadającego się lekarza szeroko otwartymi oczami. - Proszę nie zapominać, że rozcięcia na pani brzuchu to nie jest byle jakie zadrapanie wymagające jednego plasterka. Z doświadczenia wiem, czym kończy się takie bezmyślne bagatelizowanie problemów. Warto o tym pamiętać. - mężczyzna wstał z łóżka i patrząc jeszcze przez chwilę na swoje notatki dodał - Dieta bez zmian, środki przeciwbólowe w mniejszych dawkach lub rzadziej podawać. - tym samym kończąc wizytę.
Bezsilnie opadłam na poduszki, plecami natykając się na otwartą książkę. Westchnęłam odkładając ją na półkę. Całkowicie straciłam resztki dobrego humoru jak i ochotę na czytanie. Przetarłam dłońmi moje zmęczone oczy. Ponoć biały kolor w szpitalnych salach ma uspokajać i wpływać kojąco na pacjentów. Spędziłam zbyt dużo czasu w tym pomieszczeniu i tej kolorystyce, żeby mnie to odprężało.
Myślami wróciłam do sytuacji dosłownie sprzed chwili. Nie dość, że wyszłam na idiotkę, to jeszcze jestem zmuszona pozostać tu o wiele dłużej, niż początkowo zakładałam. Jak mogłam być taka lekkomyślna?
- Yah, głupia. - uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. - Głupia, głupia, głupia!
- Przepraszam, można?
Zatrzymałam rękę na czole i uchyliłam powieki, wzrokiem wędrując w stronę drzwi. Stał w nich średniego wzrostu, farbowany brunet. Pierwsze słowa, które przyszły mi na myśl - to on. Jak gdyby nic znajduje się w aktualnie zamieszkiwanej przeze mnie sali. Nieprawdopodobne, wręcz niemożliwe. Druga myśl odnosiła się do jego wyglądu. Zdawał się dopiero wejść do budynku, miał potargane przez wiatr włosy i uroczo rozbiegane spojrzenie. Jego idealna cera przybrała lekko rumianego koloru. Być może przez brak czasu nie czekał na windę, tylko szybko wbiegł po schodach? Ubrany w jasne spodnie i skórzaną kurtkę niepewnie wpatrywał się we mnie swoimi ciemnymi oczami. Trzecia myśl niespodziewanie i bardzo szybko, prawie niezauważalnie przemknęła mi przez głowę. Przystojny.
- O-oczywiście... - wydukałam. Byłam zbyt zdezorientowana, aby zdobyć się na coś innego. Czułam, że robi mi się nieprzyjemnie gorąco na twarzy. Po raz drugi dzisiejszego dnia się wygłupiłam. Nie chciałam wiedzieć, co pomyślał o mnie obcy chłopak, który zobaczył jak biję się dłonią w czoło, gadając przy tym do siebie. - Można.
- To fajnie. - uśmiechnął się i wszedł do środka. Zdawało mi się, że przez chwilkę z wahaniem poszukiwał wzrokiem miejsca, gdzie mógłby usiąść, jednak po chwili wziął stojące pod ścianą krzesełko i przysunął je pod łóżko.
W sali nastała niezręczna cisza. Ja skupiałam się na tym, aby tylko chłopak nie zauważył moich trzęsących się ze zdenerwowania rąk, a on wyglądał na zbyt nieśmiałego, aby zacząć rozmowę. Prawdę mówiąc, to o czym mieliśmy rozprawiać? Miałam do niego wyciągnąć rękę z radosnym ,,Cześć! Jestem Jiae, ale to pewnie wiesz, bo jest napisane na barierce łóżka. Zresztą, przecież się znamy, co nie? Znalazłeś mnie na ulicy, jak sobie gdzieś tam leżałam. Co tam u ciebie?"
Nie.
Zdecydowanie nie.
- Chciałam podziękować. - wypaliłam nagle. - To jest... Dziękuję za to, że nie przeszliście obojętnie i mi pomogliście. - popatrzyłam na chłopaka, który przelotnie na mnie spojrzał i utkwił wzrok w ścianie, jakby wracał wspomnieniami do tamtego nieszczęsnego dnia.
- Nie masz za co. Każda osoba, która ma w sobie odrobinę człowieczeństwa nie zostawiłaby nikogo w takiej sytuacji. Chociaż byliby dla siebie obcymi ludźmi.
- Nie rozumiesz. - szepnęłam, czując wzbierające się w kącikach oczu łzy. - Nie chodzi o to, że się nie znaliśmy ani o to, że mogliście to zignorować. Myślę teraz o tym z perspektywy czasu. Pomimo, że trochę już od tego minęło, to wciąż biorę pod uwagę moją... śmierć. Byłam tak potwornie blisko tego, do czego nie można przywyknąć czy się przyzwyczaić. Nawet, kiedy pielęgniarki dość często mówią, że ledwo uszłam z życiem. Miałam niewyobrażalne szczęście. - łamiący się głos nie godził się na to, abym kontynuowała wypowiedź. Ale nie miałam zamiaru teraz kończyć. Szczególnie w tym momencie. - Czuję się przez to trochę przytłoczona, bo przez moją głupotę cierpiały też bliskie mi osoby. Co więcej, kiedy przychodzi co do czego nie potrafię nawet wystarczająco podziękować. - zakończyłam swój monolog i nie mogąc już dłużej zatrzymywać piekących pod powiekami łez, rozpłakałam się na dobre. Z tej całej bezradności.
- Jiae. - chłopak niezwykle cichym i łagodnym głosem wypowiedział moje imię. - Nie płacz, proszę.
Chciałam, wręcz tego pragnęłam, jednak łzy wciąż spływały po moich policzkach, dodatkowo przyklejając do mojej już mokrej twarzy kosmyki włosów.
Siedziałam na łóżku z pochyloną głową, kiedy chłopak ostrożnie ujął moje ręce w swoje. Nie drgnęłam, ale całym ciałem odczułam przyjemne ciepło. Dzięki temu przyjaznemu gestowi zaczęłam powoli się uciszać - po chwili w sali słychać było tylko moje pociąganie nosem.
- Spokojnie. Wszystko jest okej. - podniosłam na niego przekrwione oczy. Na widok jego czarującego, a jednocześnie pogodnego i przeuroczego uśmiechu moje serce zaczęło niebezpiecznie szybko bić, jakby chciało się wyrwać do chłopaka. Wiem, na co to wygląda, ale nie określiłabym tego jako zakochanie. Właściwie to było uznanie i bezgraniczna wdzięczność. Kiedy się w niego wpatrywałam, nie miałam zamiaru aby wyjść na bezczelną. Chyba zrozumiał, bo nie wyglądał na zagubionego jak wcześniej. Czasami po prostu czujesz, że nie musisz nic mówić, a druga osoba cię rozumie. Właśnie to wrażenie odniosłam, kiedy moje ręce zostały pochwycone przez dłonie Jinwoo.
- Przeszkadzam? - równocześnie odwróciliśmy głowy w stronę wchodzącego do sali czarnowłosego chłopaka. Roześmiany od ucha do ucha, bez krępacji usiadł na moim łóżku, gdzie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Idealnie ułożone, smoliste włosy, otoczone gęstymi rzęsami ciemne oczy i niespotykanie ufny uśmiech, który od razy chce się odwzajemnić.
Westchnęłam w duchu, gdy Jinwoo delikatnie puścił moje ręce.
- Nie, skądże. - odparł cicho, poprawiając dłonią włosy.
- Tak wyglądało. Wszystko w porządku? - zwrócił się do nas zerkając raz na mnie, to na Jinwoo.
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam.
- Wyglądasz jakbyś płakała.
- Jesteś bardzo bezpośredni. - mruknęłam, ręką ścierając już wyschnięte łzy.
- Według mnie to zaleta. - zaśmiał się ciemnowłosy. - Przepraszam, nawet się nie przedstawiłem. Jestem...
- Mino. Wiem. - uśmiechnęłam się subtelnie, widząc, jak chłopak zastyga z wyciągniętą ręką do przodu. - Jiae, miło poznać. Po raz drugi.
- No tak. - skwitował ciemnowłosy. - Przecież pracujemy w tej samej wytwórni, pasowałoby się znać.
Tym razem to ja, zdziwiona, szeroko wytrzeszczyłam oczy.
- Nie rób takiej miny, wyglądasz zbyt zabawnie. Dogadałabyś się z Seunghoon'em, on też jest taki ucieszny. - zaśmiał się chłopak.
- Też się zdziwiliśmy, kiedy to usłyszeliśmy. - Jinwoo wrócił do tematu. - To było wielkie zaskoczenie, no kto by pomyślał. Jak długo już tańczysz?
- Ogólnie to dość długo, jednak w wytwórni to wyjątkowo krótko. Kilka tygodni? To miał być mój pierwszy wyjazd i występ.
- Bardzo mi przykro... To brzmi banalnie, ale nie wiem co powiedzieć...
- Rozumiem.
Po raz kolejny w sali zapała cisza. Już wcześniej byłam przekonana o tym, że ta rozmowa będzie nad wyraz trudna i nie przestawałam nad nią myśleć. Co powiedzieć, jak zareagować, czy wypada mi poruszyć zupełnie inny temat. Szkoda, że moje oczekiwania tak bardzo odbiegały od teraźniejszej rzeczywistości i nie jestem w stanie się wypowiedzieć.
- Będziesz dalej kontynuowała pracę w wytwórni? - spytał Mino przerywając ciszę.
- Nie jestem pewna, ale prawdopodobnie już nigdy nie wrócę do pracy jako tancerka w YG.
- Nigdy?
- Lekarz odradzał mi wzięcie chorobowego, ponieważ rekonwalescencja długo potrwa. Gdybym nie pracowała fizycznie to nie stanowiłoby to problemu. Niestety, sytuacja wygląda trochę inaczej. - strapiłam się. - Od dziecka marzyłam o tym, żeby zostać tancerką w tej wytwórni. Zaczynałam pracę w tych mniejszych zakładach, z czasem przechodząc do tych znaczniejszych. Byłam zadowolona, bo wszystko szło w dobrym kierunku. Wciąż nie dociera do mnie, że to, na co pracowałam tyle lat zostało zniszczone w zaledwie jeden wieczór.
Nie przypuszczałam, że moje słowa tak zadziałają na chłopaków. Mino znacznie się spiął, a Jinwoo mocno zagryzł wargę, głośno wypuszczając powietrze. Obserwowałam ich ukradkiem, dopóki pierwszy nie zabrał głosu.
- Wiesz może, kim są... oni?
- Nie. Nie byłam w stanie nawet podać policjantom żadnych wskazówek do portretów pamięciowych, bo mieli zasłonięte twarze. - przymknęłam oczy, a moja pamięć automatycznie pokazała mi stojących w uliczce trzech mężczyzn. Jeden z nich miał dobrze widoczny w rękach nóż.
Zadrżałam na wspomnienia z tamtej nocy. Otworzyłam szeroko oczy ze złudnym przeświadczeniem, że obraz za niedługo zniknie z moich oczu. Na próżno. To wstrętne wyobrażenie tkwiło w moich myślach i nie potrafiłam się go pozbyć.
- Gwenchana?
- Ne... - odparłam prawie bezgłośnie, przecierając piąstkami przypuchnięte oczy.
- Przepraszam. Nie powinienem pytać. - ciemnowłosy wyglądał na zakłopotanego. - Wybacz.
- Przecież powiedziałam, że jest w porządku. Nie chcę robić z tego temat tabu, jednak jest chyba jeszcze trochę za wcześnie na jego poruszanie. - nie chcąc na powrót wprowadzać niezręcznej atmosfery, wyraźnie się rozpromieniłam. - Ach, zapomniałabym. To byłoby nieładnie z mojej strony, gdybym zapomniała podziękować za misia i słodycze. - odniosłam jednak wrażenie, że moja radość nie zrobiła na nich większego wrażenia, a chyba jeszcze bardziej zmartwiła.
- Te ciasteczka to w sumie był prezent od wytwórni. - Mino mówił spokojnie, ważąc każde słowo. Tak jak gdyby niepokoił się o moją reakcję.
- Mwoh?
- Ale miś był całkowicie od nas. - wtrącił szybko Jinwoo. - Był moim pomysłem i to ja go wybierałem. Podoba się?
- Tak, tak, jest śliczny. - wyciągnęłam rękę w stronę poduszki, na której leżała maskotka i ostrożnie wzięłam pluszaka do ręki. - Całe wieki zastanawiałam się jak go nazwać i w końcu zdecydowałam się na Mint.
- Jak? - zaśmiał się brunet. - Przecież on jest różowy.
- Ale ja lubię miętę. Ma bardzo ładny zapach i fajnie brzmi po angielsku.
- No chyba, że tak.
- Jesteś bardzo zabawna, Jiae.
Żal mi Jiae :< taka informacja, że nie można dalej spełniać swoich marzeń, albo chociażby oddać się swojemu hobby, jest straszna ;;
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jaki masz dalszy pomysł na to opowiadanie, dlatego czekam ma następną część z niecierpliwością ^^
http://cnbluestory.blogspot.com/
Smutno mi ;-; biedna Jiae musi wrócić do wytwórni, może mogłaby zostać choreografką czy coś? I nie musiałaby się przemęczać i nadwerężać brzucha, ale czy to będzie dla niej ta sama satysfakcja? ;-; Biedna, szkoda mi jej ;<
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i dużo czasu na pisanie~
~Kicuś <3