Na łóżku obok siedziała uśmiechnięta kobieta. Ubrana w swoją ulubioną czarną sukienkę i sweter, a gęste, ciemne włosy miała jak zwykle upięte w koka.
- Wystraszyłaś mnie! - niemal wykrzyknęłam, bo wciąż ze zdenerwowania kołatało mi serce. - Dopiero co się obudziłam, a ty... Myślałam, że to...
Kobieta popatrzyła na mnie wzrokiem pełnym zdumienia i niepokoju. Otworzyła usta aby coś powiedzieć, jednak ją uprzedziłam.
- Nieważne. Tak, mamo, dziękuję. - westchnęłam głęboko i mimo bólu lekko podniosłam się do siadu.
- Nie, nie wstawaj. Odpoczywaj. - z czułością pogłaskała mnie po włosach. Ten mały gest przypomniał mi dzieciństwo i od razu poczułam się lepiej. Bezpieczniej. - Strasznie się za tobą stęskniłam, Jiae.
- Ja za tobą też, mamo. - z powodu wielkiej guli w gardle to ostatnie słowo wypowiedziałam z trudem. - Przepraszam, że narobiłam ci tylu problemów...
- O czym ty mówisz, dziecko? - kobieta przypatrywała mi się ze zdziwieniem, nie przestając gładzić moich włosów. Mimo tylu lat, jak dla mnie nadal była najpiękniejszą kobietą na świecie, ale dopiero teraz zauważyłam ogromne sińce po jej oczami i ogólne zmęczenie wymalowane na twarzy. Było mi strasznie wstyd, że zostawiłam ją samą. Wiedziałam, że jestem egoistką, no ale żebym nie dostrzegła tego wcześniej?
- Bo cię zostawiłam. Na dodatek narobiłam tylu kłopotów, że musiałaś tu specjalnie do mnie przyjechać...
- Gadasz głupoty. - kobieta nie była jednak tym tak poruszona. Wręcz przeciwnie, śmiała się ze mnie i z mojego wyrażania uczuć.
- Rzeczywiście, zabawne. - burknęłam i udając obrażoną, odwróciłam głowę w drugą stronę.
Mój wzrok zatrzymał się na białej szafce. Trzymałam tam kilka książek pożyczonych ze szpitalnej biblioteczki. Lubię czytać. Szczególnie teraz, kiedy jestem przykuta do łóżka i nie mam wielu możliwości na spędzanie czasu, nadrabiam zaległości w lekturach. Jednak teraz oprócz książek dostrzegłam coś więcej.
- To od ciebie? - zapytałam mamę, ostrożnie biorąc do ręki różowego misia. Miał przyjemne w dotyku, miękkie futerko i jedno oklapnięte uszko.
- Nie, już tam był jak przyszłam. - odpowiedziała kobieta. - Ode mnie masz owoce. Idealne urozmaicenie szpitalnej diety, na dodatek potrzebujesz witamin aby wyzdrowieć.
Wychyliłam się i spojrzałam na drugą szafkę po przeciwnej stronie łóżka. Na najwyższej półce znajdowała się zamknięta, papierowa torba. Podziękowałam, w dalszym ciągu trzymając misia w rękach. Do tyłu główki miał przyczepioną małą karteczkę, którą szybko zerwałam i przeczytałam na głos:
Wracaj szybko do zdrowia.
Mam nadzieję, że jak przyjdę następnym razem to
będziemy mogli porozmawiać.
Trzymaj się :)
- To od nich, prawda?
- Raczej tak. Jeszcze się z nimi nie widziałam, musieli przyjść, kiedy spałam. Ale wnioskuję, że już wszystko wiesz. - stwierdziłam. - Dobrze się składa, nie chciałabym opowiadać tego wszystkiego jeszcze raz.
- Rozumiem. To nie są przyjemne wspomnienia. - kobieta pokiwała głową. - Rozmawiałaś już z policją?
- Tak. Przyszło dwóch funkcjonariuszy i wypytywali się, czy ich znam albo chociaż kojarzę twarze. Nie byli zbytnio zadowoleni, kiedy odpowiedziałam, że nic nie widziałam i nie jestem w stanie więcej im powiedzieć.
- Boże...
Nastała cisza, tylko od czasu do czasu przerywana nawoływaniami pielęgniarek z korytarza, które mimo późnej godziny i tak zachowywały się głośno. Spojrzałam na mamę. Utkwiła swój wzrok w ścianie, głęboko nad czymś myśląc. Na pewno była zmęczona podróżą, w końcu Andong nie znajduje się kilometr od Seulu.
- Nie musiałaś przyjeżdżać. - wyrwałam ją z krótkiego transu.
- Ale chciałam. Jesteś moją jedyną córką, Jiae. Nie zapomnę o tobie w takiej sytuacji. Przecież wiesz, że zawsze...
- Możesz na mnie liczyć. Tak, to wiem. - dokończyłam za nią. - Zostawiłaś babcię samą?
- Na kilka godzin. Wiesz, że dłużej nie mogę.
- Czyli dzisiaj wracasz?
- Niestety tak.
Westchnęłam głośno. Widywałam się z mamą naprawdę rzadko i bardzo mi jej brakowało. Z domu rodzinnego wyprowadziłam się pięć miesięcy temu, zostawiając rodzicielkę samą z babcią, bez jakiejkolwiek pomocy. Długo prosiłam mamę, aby puściła mnie do stolicy na studia. Zapewniałam ją, że jestem już dojrzała, odpowiedzialna i dam sobie radę w obcym mieście. Z tym, że o tej pory wszystkie moje samodzielne działania wypadają fatalnie.
- Dobry wieczór. - do sali wetknęła głowę pielęgniarka. - Przepraszam, ale jest po 22 i czas wizyt już się niestety kończy. Zapraszamy jutro.
- Oczywiście, zaraz wyjdę. - mama zapewniła kobietę, po czym usłyszałam zamykanie drzwi.
- Nie przyjdziesz jutro, prawda?
- W najbliższym czasie...
- Szkoda. - odparłam. - Ale rozumiem. - dodałam z uśmiechem, który zaraz został odwzajemniony. Jeżeli już wcześniej wspomniałam o tym, że mama jest śliczna, to z uniesionymi kącikami ust wyglądała jeszcze cudowniej.
- Chodź tu do mnie. - wyciągnęła w moją stronę ręce, a ja ufnie się do niej przytuliłam. W końcu miałam przeczucie, że jestem dla kogoś ważna; że ja sama i moje własne sprawy mają dla kogoś znaczenie. Wreszcie nie czułam się porzucona.
Szkoda, że wraz z wyjściem mamy cały smutek i samotność wróciły, uderzając we mnie ze zdwojoną siłą.
Nastała cisza, tylko od czasu do czasu przerywana nawoływaniami pielęgniarek z korytarza, które mimo późnej godziny i tak zachowywały się głośno. Spojrzałam na mamę. Utkwiła swój wzrok w ścianie, głęboko nad czymś myśląc. Na pewno była zmęczona podróżą, w końcu Andong nie znajduje się kilometr od Seulu.
- Nie musiałaś przyjeżdżać. - wyrwałam ją z krótkiego transu.
- Ale chciałam. Jesteś moją jedyną córką, Jiae. Nie zapomnę o tobie w takiej sytuacji. Przecież wiesz, że zawsze...
- Możesz na mnie liczyć. Tak, to wiem. - dokończyłam za nią. - Zostawiłaś babcię samą?
- Na kilka godzin. Wiesz, że dłużej nie mogę.
- Czyli dzisiaj wracasz?
- Niestety tak.
Westchnęłam głośno. Widywałam się z mamą naprawdę rzadko i bardzo mi jej brakowało. Z domu rodzinnego wyprowadziłam się pięć miesięcy temu, zostawiając rodzicielkę samą z babcią, bez jakiejkolwiek pomocy. Długo prosiłam mamę, aby puściła mnie do stolicy na studia. Zapewniałam ją, że jestem już dojrzała, odpowiedzialna i dam sobie radę w obcym mieście. Z tym, że o tej pory wszystkie moje samodzielne działania wypadają fatalnie.
- Dobry wieczór. - do sali wetknęła głowę pielęgniarka. - Przepraszam, ale jest po 22 i czas wizyt już się niestety kończy. Zapraszamy jutro.
- Oczywiście, zaraz wyjdę. - mama zapewniła kobietę, po czym usłyszałam zamykanie drzwi.
- Nie przyjdziesz jutro, prawda?
- W najbliższym czasie...
- Szkoda. - odparłam. - Ale rozumiem. - dodałam z uśmiechem, który zaraz został odwzajemniony. Jeżeli już wcześniej wspomniałam o tym, że mama jest śliczna, to z uniesionymi kącikami ust wyglądała jeszcze cudowniej.
- Chodź tu do mnie. - wyciągnęła w moją stronę ręce, a ja ufnie się do niej przytuliłam. W końcu miałam przeczucie, że jestem dla kogoś ważna; że ja sama i moje własne sprawy mają dla kogoś znaczenie. Wreszcie nie czułam się porzucona.
Szkoda, że wraz z wyjściem mamy cały smutek i samotność wróciły, uderzając we mnie ze zdwojoną siłą.
***
Ku mojej wielkiej radości, trzy dni od wizyty mamy mogłam już normalnie siedzieć, a po pięciu chodziłam praktycznie po całym oddziale. Przestałam przejmować się wyglądem ran na moim brzuchu, na ich widok nie mdleję ani nie dostaję palpitacji serca. Zastanawiam się tylko, czy blizny będą bardzo widoczne. Ewentualnie, czy można się ich w jakiś naturalny sposób pozbyć.
Odświeżona i przyjemnie czysta wyszłam ze szpitalnej łazienki. Lewą ręką podtrzymywałam spadający mi z włosów ręcznik, którego mały rozmiar nie pozwalał mi na owinięcie go dookoła głowy. Szybkim krokiem minęłam pokój dla pielęgniarek oraz salę zabiegową. Za każdym razem, kiedy przyszło mi przejść obok gabinetu dostawałam dreszczy, a na myśl o pobieraniu krwi chorowałam na mdłości. Nie mam pojęcia, dlaczego tak panicznie boję się igieł. Jednak wydaje mi się, że mam tak od zawsze.
Delikatnym pchnięciem otworzyłam lekko uchylone drzwi od sali. Rzuciłam swoje ubrania na łóżko, a po chwili także ręcznik i kosmetyczkę. Szczerze powiedziawszy to nie miałam już ochoty, żeby odłożyć je do szafki.
- Jesteś coraz większym leniem, Jiae. - mruknęłam pod nosem, drugim ręcznikiem wcierając włosy. - Jakbym słyszała własną mamę... - ze zdziwieniem podniosłam brwi do góry. Ciekawe, co mnie jeszcze dzisiaj zaskoczy.
Odpowiedź przyszła dość szybko, dokładnie z chwilą przesuszenia włosów i położenia ręcznika na stoliku.
Odwróciłam głowę na dźwięk uderzanego o podłogę przedmiotu. Było to dość niewielkie pudełeczko z różnokolorowymi, ryżowymi ciasteczkami, które niechcący zrzuciłam. Niepodpisane, bez żadnej informacji. Nie wiem, dlaczego moje wszystkie myśli dotyczące darczyńcy skumulowały się właśnie przy jego imieniu. Jak nienormalna zerwałam się i pobiegłam w stronę okna. Zupełnie zignorowałam ból brzucha, który jak na zawołanie pojawił się dokładnie w tym momencie. Myślałam, że jeszcze zdążę go zobaczyć. Może dopiero co wyszedł z budynku.
Wbiłam mój wzrok w szpitalny parking, na który idealnie rozpościerał się widok z mojego okna. Niespokojnie wodziłam zmrużonymi oczami po przestrzeni. Za każdym razem, kiedy mój wzrok natknął się na jakiegoś mężczyznę, serce zaczynało mi niespokojniej bić, aby zaraz po chwili doznać podwójnego rozczarowania.
To nie on.
Genialny rozdział <3 Twój "comeback" taki wspaniały ;;;; Masz wspaniały styl pisania którego ci pozazdroszczę ;-; Genialnie opisujesz sytuację i to co dzieje się dookoła bohaterki *jeśli rozumiesz o czym mówię bo pewnie jest to chaotyczne* Pozostaje mi czekać do następnego rozdziału </3 Weny! Hwaiting!
OdpowiedzUsuńTak, wszystko rozumiem XD Następny rozdział się już pisze ;) Dziękuję ^.^
UsuńJeśli mam być szczera to mało co pamiętam z pozostałych rozdziałów, ale postanowiłam dzielnie iść na przód i przeczytać ten rozdział, co było błędem..xd będę się musiała wrócić i przypomnieć sobie co i jak.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane! Fighting!
Dziękuję :D Następnym razem dopiszę do rozdziału 'Radzę przeczytać poprzedni post, bo nawet autorka nie pamięta, co się działo' XD
UsuńWybacz za spam, ale nominuję Twojego bloga do Liebster Award! ^^ więcej informacji tutaj: http://anielskie-sny.blogspot.com/2015/07/liebster-awards-krolicza-edycja.html
OdpowiedzUsuńPowodzenia :D